Ksiądz Jerzy Popiełuszko

Księdza Jerzego poznałam na opłatku dla pracowników służby zdrowia u Ks. Kardynała Wyszyńskiego na przełomie 1978/79 r. Pierwszą troską nowego duszpasterza, którą się z nami podzielił było to, że na comiesięcznej Mszy św. dla pielęgniarek nie było… pielęgniarek. Kiedy od naszej maleńkiej grupy pielęgniarskiej odszedł do innych uczestników uroczystości, popatrzyłyśmy po sobie i stwierdziłyśmy, że chyba trzeba będzie mu pomóc. Zaprosił nas wtedy do siebie (był wikarym w parafii Dzieciątka Jezus), aby porozmawiać o rozpoczynającej się wspólnej pracy. Nie miał gotowego planu, nie zamierzał niczego narzucać.

Chciał poznać nasze problemy i oczekiwania, aby dawać to, co rzeczywiście jest nam potrzebne. I tak się zaczęły te spotkania, jedne na modlitwie i równolegle drugie, poświęcone naszym problemom zawodowym i ludzkim.
Od samego początku przekonałyśmy się, że w trudnej sytuacji możemy liczyć na pomoc Księdza. Jeśli nie mógł pomóc osobiście, szukał pomocy u innych (tak było zawsze). Kiedyś np. na samym początku, zwrócił się do mnie z prośbą o pomoc dla niezamężnej ciężarnej pielęgniarki, która nie miała pracy. Udało mi się znaleźć dla niej pracę w szpitalu, w którym pracowałam. Sprawy ułożyły się dobrze. Dziewczyna urodziła zdrowe dziecko, ojciec dziecka ożenił się z nią. Mam nadzieję, że dalej wszystko układa się jej dobrze.

Był wierny w przyjaźni i w pomocy. Opiekował się ciężko chorą starszą kobietą, która miała niepełnosprawną córkę. Kiedy wyjeżdżał na urlop, zostawił mi kontakt, bym w razie śmierci matki zawiadomiła go, aby mógł wrócić i zająć się jej pogrzebem i dalszym losem córki, ponieważ nie miały innego opiekuna. Wspomagał finansowo dwu ubogich ministrantów z jednej z poprzednich parafii, przekazując im ofiarę zebraną w czasie Mszy św. dla pielęgniarek, a potem dla środowisk medycznych. Ci młodzi ludzie zaprzyjaźnili się z nami i pozostali z nami bardzo długo. Wspierał dwie słuchaczki ze szkoły pielęgniarskiej, które nie miały w Warszawie bliskich. Gdy nadszedł dzień rozdania dyplomów, nie mógł być obecny na tej uroczystości, poprosił mnie żebym poszła w jego imieniu, by miały pewność, że o nich nie zapomniał, żeby nie były same. W stanie wojennym kiedy sądzono pracowników Huty Warszawa, Ksiądz Jerzy chodził na ich rozprawy w sądzie, aby byli pewni, że ich duszpasterz jest z nimi. I że ich rodziny nie pozostaną bez pomocy. W sierpniu 1984 roku umierała w domu najbliższa mi osoba. Chciałam poprosić do niej księdza z Sakramentami. Pani w kancelarii parafialnej odpowiedziała mi, że Ciocia pewnie już nie żyje od kilku godzin, a ja chcę jedynie uzyskać papierek do pogrzebu. Zszokowana zadzwoniłam do Księdza Jerzego, który niezwłocznie przyjechał do nas i udzielił jej Sakramentów. Kiedy Ciocia umarła był poza Warszawą, ale wrócił, by poprowadzić pogrzeb, który odbył się 3 września 1984 roku. Był to okres bardzo już nasilonej nagonki na Księdza Jerzego (w kilka dni później miał miejsce pierwszy – nieudany – zamach  na Jego życie, ale nikt z nas nie przypuszczał, że za dwa miesiące będziemy uczestniczyli w Jego pogrzebie…) To tylko kilka przykładów potwierdzających słowa Księdza Jerzego, że zawsze będziemy miały miejsce w Jego sercu, a równocześnie przykład, jak należy służyć drugiemu człowiekowi.

Taka postawa musiała zaowocować. Pracę z pielęgniarkami zaczynał dosłownie od zera. Wszelkimi dostępnymi środkami zaczął informować o istnieniu Duszpasterstwa. Nie ograniczał się do oficjalnych ogłoszeń w kościołach. O przekazywanie innym tej informacji prosił pielęgniarki, znajomych lekarzy, przyjaciół, księży. Kiedyś w czasie spowiedzi usłyszałam pytanie: “Czy wiesz, że istnieje Duszpasterstwo Pielęgniarek?” I powoli nas przybywało. Początkowo przychodziło kilka, kilkanaście osób, aż wreszcie warszawska kaplica Res Sacra Miser, gdzie co miesiąc odbywała się Msza św. dla pielęgniarek, wypełniła się. Wspólna modlitwa. To był fundament naszej pracy. Fundament każdej pracy prowadzonej przez Księdza Jerzego. Spotkania tematyczne miały miejsce w sali katechetycznej parafii, a poprzedzane były niekiedy przygotowaniami odbywającymi się w niewielkim gronie w mieszkaniu Księdza.
Po kilku miesiącach Ksiądz Jerzy został przeniesiony do pracy w Kościele Akademickim św. Anny. Tam ks. Rektor powierzył mu pracę ze studentami medycyny. Bardzo szybko zaczęły się nawiązywać kontakty między obydwoma środowiskami. Prelegenci od św. Anny przychodzili również do nas. Pierwszą z nich była dr Emilia Paderewska-Chrościcka, która zawsze konsekwentnie broniła życia dzieci nienarodzonych. Z czasem pielęgniarki zostały na stałe zaproszone do udziału w konwersatoriach studentów. Nie byłyśmy tam jedynymi osobami, które nie były studentami AM. Przychodzili tu zarówno studenci innych kierunków zainteresowani szeroko pojętą problematyką medyczną, jak też przyjaciele uczestników konwersatorium. Nawiązywały się przyjaźnie, z których wiele przetrwało do dziś. W czerwcu 1979 r. krąg osób związanych z Duszpasterstwem znacznie poszerzył się, ponieważ Ksiądz Jerzy był z ramienia kurii organizatorem zabezpieczenia medycznego I Pielgrzymki Jana Pawła II do Ojczyzny podczas uroczystości w Warszawie. Do pomocy zgłosiło się kilkaset osób, między innymi dużo pielęgniarek. Wiele z nich na stałe związało się z Duszpasterstwem. Na naszych Mszach św. Kaplica Res Sacra Miser wypełniała się po brzegi.
Poza regularnymi spotkaniami co miesiąc, udziałem w rekolekcjach wielkopostnych, Opłatku u Ks. Kardynała Wyszyńskiego i patronalnym święcie św. Łukasza, uczestniczyłyśmy w dorocznej Pielgrzymce Pracowników Służby Zdrowia na Jasną Górę. Ksiądz Jerzy zamawiał miejsca noclegowe w domu Sióstr Szarytek w Częstochowie, gdzie również odbywały się rekolekcje.
Jedną z najważniejszych cech duszpasterstwa Księdza Jerzego była postawa otwarta. Nigdy nie tworzył getta. Tak samo było w pracy z pielęgniarkami. Po przeniesieniu w 1980 r. do parafii św. Stanisława Kostki na Żoliborzu, Ksiądz Jerzy podjął pracę duszpasterską z tamtejszym środowiskiem medycznym. W dalszym ciągu co miesiąc odprawiał Mszę św. dla pielęgniarek w Res Sacra Miser, ale spotkania tematyczne odbywały się już na Żoliborzu i uczestniczyli w nich zarówno lekarze, pielęgniarki jak studenci medycyny. Po powstaniu “Solidarności”, zwłaszcza w stanie wojennym, krąg zaangażowanych w prace duszpasterskie, charytatywne i patriotyczne powiększał się o kolejne grupy społeczno-zawodowe. Dzięki Księdzu Jerzemu, który gromadził nas wszystkich na wspólnej modlitwie, ludzie wychodzili ze swoich “przegródek” inteligenckich, robotniczych, artystycznych, lekarskich, pielęgniarskich, rolniczych, góralskich i zaczynali troszczyć się o dobro wspólne i o innych ludzi. Równocześnie przez cały czas trwała praca formacyjna. Chyba najcenniejszym dobrem, jakie pozostawił nam Ksiądz Jerzy jest Pawłowe “…nie ma już Żyda ani poganina, nie ma już niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma już mężczyzny ani kobiety…” (Gal. 3,28). Dał nam poczucie, że jesteśmy wspólnotą. W Kościele i w Ojczyźnie.

Pierwsze nasze spotkanie to było dzielenie się opłatkiem – chlebem – miłością. Ostatnie, 18 października 1984 roku w dniu patrona pracowników służby zdrowia św. Łukasza, w przeddzień porwania i męczeńskiej śmierci – było spotkaniem na Eucharystii. Wtedy nasz Duszpasterz dzielił się z nami Bogiem.   

                                                                                              Elżbieta Murawska, pielęgniarka

 Zdjęcia wykonane przez przyjaciela ks. Jerzego, pana Tomasza Wesołowskiego,  pochodzą ze zbiorów prywatnych autorki.   Na zdjęciu u góry (pierwszym) – ks. Jerzy na Okęciu podczas oczekiwania warszawiaków na przyjazd Ojca Świętego Jana Pawła II 2 czerwca 1979r, na drugim zdjęciu ks. Jerzy ze swoim psem “Tajniakiem”, prawie niewidocznym na tle czarnej sutanny.