Marzena Marcinkowska

Marzena Marcinkowska – współpracowałyśmy z Nią w Okręgowej Izbie Pielęgniarek i Położnych w Zielonej Górze. Lata dziewięćdziesiąte w służbie zdrowia były okresem rozpoczynających  się przemian. Marzena szybko i właściwie zrozumiała, że należy włączyć się do pracy na rzecz naszego środowiska zawodowego. Zapamiętamy Ją jako osobę pogodną, dociekliwą i  bardzo oddaną temu wszystkiemu, co dotyczyło misji zawodu pielęgniarki. Urodziła się 8 maja 1966 roku w Żarach. Szkołę Podstawową ukończyła w Strzegomiu. Wiedzę z zakresu pielęgniarstwa zdobyła w Liceum Medycznym im. Tytusa Chałubińskiego w Świdnicy.

Pierwszą pracę objęła w Zakładzie Opieki Zdrowotnej w Szprotawie. Gdy została szczęśliwą mamą Moniki przeniosła się do przychodni pracując jako pielęgniarka środowiskowa.  Zawód swój pojmowała jako posłannictwo. Często stosowała przesłanie wielkiej polskiej pielęgniarki Zofii Szlenkierówny: …”dopiero wtedy pielęgniarka jest sobą, kiedy poza rozległą wiedzą i doskonałą techniką posiada serce…” Właśnie za to okazywane serce cenili Ją chorzy. Świadczą o tym listy z podziękowaniami, które teraz stanowią rodzinne pamiątki. Ponadto dla dobra człowieka była bezkompromisowa, wyrażała swoje zdanie bez względu na konsekwencje. Umiała także okazać wdzięczność za wszelkie dobro z jakim się spotkała. Jej wielkoduszność była ceniona przez lekarzy i koleżanki. W lutym 1997 roku na posiedzeniu Okręgowej Rady PiP, radośnie oświadczyła, że jest w stanie błogosławionym ale nie przerwie pracy w samorządzie i nadal będzie kierowała Komisją ds. Lekarza Rodzinnego. W artykułach do biuletynu informacyjnego Okręgowej Izby PiP, starała się budzić świadomość całego środowiska jakie zmiany zachodzą w służbie zdrowia. Pokazywała związane z tym możliwości dla pielęgniarek i położnych, ale też nowe obowiązki i wielką odpowiedzialność. Niestety, nasza wspólna radość nie trwała długo. Okazało się, że Marzenka jest ciężko chora. Lekarze robili wszystko aby uratować życie jeszcze nie narodzonego dziecka i matki. Przez cesarskie cięcie urodziła wcześniej syna Szymona, po czym za kilka dni musiała poddać się kolejnemu zabiegowi , tym razem usunięcia guza mózgu. Była pełna nadziei, i żegnając się powiedziała:” teraz idę do kaplicy. Mam nadzieję, że jeżeli Pan Bóg pozwolił mi urodzić dzieci to pozwoli także je wychować”. Jednak Boże plany były inne…Odeszła od nas w sierpniu 1997 roku mając 31 lat. Co pozostało o niej w naszej pamięci? Była wzorem uczciwości, rzetelności zawodowej, a jednocześnie skromności. Była mądrym doradcą umiejącym znaleźć słowo pocieszenia lub życzliwej rady. W Okręgowej Izbie PiP pozostały cenne publikacje. Marzena Marcinkowska jest przykładem dobrego i prawego człowieka, dla całej naszej grupy zawodowej.